W środku był makaron (taki jak w łagodnej zupce) oraz 3 saszetki z przyprawami. Wszystko zrobiłam jak w instrukcji. Najpierw zalałam makaron 0,4 l wrzącej wody, a następnie dodawałam po kolei wszystkie przyprawy.
Okazało się, że to ona nadaje zupce ten pikantny smak. Zawartość saszetki smakowała jak strasznie ostry olej. Był on bardzo tłusty i smakował ohydnie. Myślę, że następnym razem po prostu tego nie dodam i będzie smakowało lepiej. Po dodaniu tej przyprawy, zupa wyglądała tak:
Tak jak myślałam-okazało się, że to tajemnicze opakowanie zawiera po prostu vegetę. Po dodaniu wyglądało to tak:
Ostatnią już (białą saszetką) było curry z czymś podobnym do soli lub cukru. Smakowało bardziej jak cynamon i bardzo szybko rozpuszczało się w zupce. Ledwo, co zdążyłam zrobić zdjęcie.
Na sam koniec zupka prezentowała się tak:
Nie była piekielnie ostra, ale też nie była łagodna. Strasznie paliło w język i nie obyło się bez szklanki wody. Nie jestem smakoszką ostrych smaków i pikantnych przypraw, więc muszę przyznać, że bardziej wolę łagodną zupkę chińską. Ponieważ bardzo lubię kuchnię chińską to zawiodłam się na tej zupce, bo po prostu nie smakowała zbyt dobrze. Ogólnie moja ocena to 3/5. Zjadłam tylko pół, bo była niedobra. Jakoś mi nie podchodziła. Na ciepło jest bardziej ostra niż wtedy gdy stanie się zimna. Na zimno jest bardziej słona, ale ten "bulion" jest okropny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz